Wyobraź sobie, że poznałeś właśnie poszukiwacza skarbów. No dobrze, żeby było bardziej poważnie - cenionego archeologa. Jakie są jego szanse na odnalezienie świętego Graala? Pewnie większe niż Twoje, ale i tak bardzo niewielkie, niemal równe zeru. Dlaczego ten facet jest tak ceniony przez innych z branży? Pewnie z wielu powodów: wiedzy, doświadczenia, prowadzonych badań, warsztatu, metodologii, licznych publikacji. Choć nie odnalazł słynnych relikwii, czy też śladów nieznanej nam dotąd cywilizacji, to i tak jest dla nas autorytetem. Bardzo dobrze wykonuje swoją pracę. Zgodnie ze „sztuką” i determinacją. 

Współcześni poszukiwacze skarbów

Często mam wrażenie, że firmy poszukują innowacji na miarę przemian społecznych, dzięki którym zapiszą się w historii, jednocześnie nie mając ku temu żadnych podstaw. To jednak z ich punktu widzenia jedyna szansa i punkt zaczepienia. Dlaczego? Nie mają bowiem żadnych innych argumentów, nie prowadzą efektywnie i konsekwentnie swojego marketingu. Zaniedbują podstawy. Nie są tak poukładani, jak wspomniany wcześniej archeolog, którego historia nie zapamięta, ale nie przeszkadza mu to w czerpaniu zysków ze swojej rzetelnej pracy.

 Za innowacją stoi rzetelność

Tak wiem, że przewaga konkurencyjna, że poszukiwanie nowych funkcjonalności, rynków zbytu, produktów itp. Tak, to wszystko jest ważne, rewolucyjne produkty – to kusi. Organizacja, gdy straci czujność, może się już nie podnieść (znany case Kodaka i wiele podobnych). Nie twierdzę, że poszukiwanie innowacji nie przyniesie organizacji korzyści. Należy mieć jednak świadomość, że firmy, które jako pierwsze dokonują takich przełomów i tym samym najwięcej zyskują, mają przemyślaną i konsekwentnie realizowaną strategię marketingową. „Podstawy” są wypracowane i machina działa sprawnie.

 

 

Ostatnia deska ratunku 

Ci zaś, którzy liczą na rewolucyjne odkrycia, nie mając zoptymalizowanych podstawowych działań marketingowych, coraz częściej poddawani są presji wyniku, którego nie ma, a czas i konkurencja nie stoją w miejscu.

 

Bez hejtu dla innowacji

 Czy to oznacza, że poszukiwanie innowacyjnych rozwiązań nie ma sensu? Absolutnie nie. Firma powinna się rozwijać i nawet jeśli nie opracujemy rozwiązania na miarę prawdziwej innowacji, to dzięki podjętym działaniom powstanie kilka niezłych pomysłów, które będą rozwijały nasz biznes w sposób organiczny. Nie znajdziemy się w podręcznikach marketingu (a może jednak?), ale mimo wszystko będziemy szli do przodu. Warto jednak, żeby zadbać o rzeczy najważniejsze, bez których, pieniądze uciekają z naszej organizacji.

Dzięki nim „wyciśniemy” więcej korzyści z tego co już mamy. Jeśli zaś należymy do tej grupy fenomenalnych wizjonerów, którzy wprowadzą w przyszłości na rynek innowacyjny produkt, to również warto zadbać o podstawy. Pomogą nam one zarobić na naszej innowacji kilka milionów więcej :)

 

 

 

Na co zwrócić uwagę? Oto kilka rzeczy, które najczęściej są zaniedbywane w firmach i które niewysokim budżetem można wyprowadzić do stanu, który wypracuje konkretne korzyści z tej inwestycji:

1. Spójność wizerunku we wszystkich kanałach komunikacji z klientem

Sprawdź czy komunikacja we wszystkich kanałach jest spójna i czy oddaje charakterystykę poszczególnego nośnika. Przykład: Wiele fanpejdży klientów prowadzi je w sposób niedostosowany do mediów społecznościowych, przenosząc 1:1 aktualności korporacyjne na np. profil Facebooka. Podobnie z serwisem www. Wchodząc do firmy widzę nowoczesne biura, dużą załogę, nowoczesny sprzęt warty miliony.

Wchodząc jednak na serwis internetowy, mam wrażenie, że to mała firma, której za 3 tygodnie może już nie być. Niestety, ale szczególnie w sektorze B2B, potencjalni klienci, którzy mają pierwszy kontakt z firmą za pomocą mediów digitalowych, tworzą obraz tej firmy tylko za pomocą materiałów, z którymi mają właśnie styczność. Biorąc pod uwagę, że wiarygodność partnera biznesowego jest dla nich ważna, to część z nich zrezygnuje z podjęcia rozmów już na tym etapie.

 


2. Czynniki mierzalne 

Pomimo ery mediów digitalowych, często zdarza się, że nikt nie analizuje gromadzonych danych, a tym samym nie wyciąga wniosków. Firmy często nie wiedzą nawet ilu użytkowników ściąga ich serwis internetowy, jaka część z nich to potencjalni klienci, których można pozyskać za pomocą wdrożonych narzędzi w serwisie. Warto więc sprawdzić czym dysponujemy, a jeśli jest to już ilość satysfakcjonująca, to czy wykorzystujemy potencjał całej tej masy użytkowników. Czy określiliśmy w ogóle co mają zrobić w tym serwisie (np. wypełnić formularz, ściągnąć PDF z ofertą) i czy rzeczywiście to robią.


3. Zasięg efektywny

Czasem jest to sytuacja o jeszcze innej specyfice, gdzie firma produkuje wysokobudżetowe materiały (filmy, webinary), podczas, gdy ruch na serwisie jest tak mały, że ROI (ang. return on investment, zwrot z inwestycji) kształtuje się gorzej niż źle. Firmy najczęściej skupiają się na wyprodukowanie dobrego materiału, który pochłania część budżetu, nie planując jego promocji. Skutek jest taki, że nasza grupa docelowa nie będzie miała okazji zapoznania się z nim. Nie przekłada się to więc na sprzedaż.

4. Baza mailingowa

Firma dojrzała do tego żeby generować wysokojakościowy content, który jest wysoko oceniany przez ich grupę docelową. Zainwestowano nawet w budżety w mediach, na tyle efektywnie, że udało się sprowadzić wartościowego użytkownika na www. Materiały (raporty) są tak dobre, że użytkownicy pobierają je z chęcią. Nic od nich nie chcemy w zamian… Myślimy sobie, że to docenią, bo jesteśmy tacy fajni. Nie zrobią tego…

Jeśli wygenerowaliśmy coś naprawdę wartościowego, wymagającego dużego nakładu pracy, to mechanizm powinien być tak skonstruowany żeby „zapłacili” pozostawieniem przynajmniej leadu w postaci adresu e-mail. Pamiętajmy, że dzięki budowaniu bazy mailingowej, za jakiś czas mniej będziemy wydawać na budżety mediowe. Wyobraź sobie ten luksus, gdzie przy konieczności poinformowania o nowym produkcie, w pierwszej kolejności sięgasz po kilkanaście tysięcy zweryfikowanych/aktywnych maili, Twoich potencjalnych klientów i płacisz tylko za samą wysyłkę.

Inną, dodatkową, formą jest również zapłata użytkownika np „tweetem”, czy postem na FB w zamian za pobranie materiału, czy dostęp do strefy wiedzy. Nie mamy wówczas leadu, ale dzięki temu, budujemy zasięg w mediach społecznościowych, co również w wielu branżach jest nie do przecenienia.

 

Wyrobnik triumfuje

Na koniec małe pocieszenie. Jeśli wprowadzisz te lub podobne rozwiązania i konsekwentnie będziesz je stosował, to znajdziesz się w grupie nielicznych. Naprawdę. Możesz się wówczas poczuć wyjątkowy. Niech dodatkowo rozpromieni Cię widok excela z wynikami sprzedaży, które dzięki Twojej pracy poszybowały mocno w górę.

 

 

 

  • linkedin